Ashley Madison nadal bawi i nadal budzi kontrowersje (także w Polsce)
W zeszłym tygodniu pisaliśmy o tym, że pewni dziennikarze odkryli, że na portalu Ashley Madison jest bardzo mało prawdziwych kobiet. Właściwie to nie wiadomo ile, ale to mały procent całej liczby użytkowników, a większość profili żeńskich jest kontrolowana przez boty, które są tworzone po to, by oszukiwać mężczyzn korzystających z serwisu i stworzyć iluzję strony na której cały czas online są miliony kobiet gotowych do skoku w bok. Nie potrzeba było długo czekać, aby pojawiła się odpowiedź portalu: zarządzający Ashley Madison oskarżają dziennikarzy o walkę z ofiarą przestępstwa zamiast piętnowania złodziei danych. Po tym oświadczeniu redaktorzy portalu Gizmodo usiedli raz jeszcze, aby przeszukać kod strony.
Jak się okazuje kobiety na portalu faktycznie zakładały konta i z nich korzystały, jednak w porównaniu do mężczyzn, nigdy nie były głównym przedmiotem zainteresowania ze strony botów, jak i całego mechanizmu służącego do wyłudzania pieniędzy. Co więcej – dziennikarzom udało się nawet znaleźć fragmenty kodu odpowiedzialne za konwersacje i nawiązywanie kontaktu z heteroseksualnymi mężczyznami, którzy byli na tyle naiwni, że nie widzieli nic podejrzanego w tym, że wszystkie użytkowniczki formułują tak samo swoje wypowiedzi. Oczywiście, istniały boty mężczyzn, jednak proporcja w tym wypadku mówi wszystko: 43 boty zarządzające profilami męskimi w porównaniu do 70,529 botów podszywających się pod kobiety. Do tego możemy porównać liczbę wiadomości, które od botów otrzymywali mężczyźni: 20,269,675 w porównaniu do 1,492 wiadomości otrzymanych przez kobiety. W tym wszystkim większość publiki widzi jednak tylko loginy osób zarejestrowanych, tych które zdradzały, a nie widzi oszustwa, wyłudzenia i wprowadzania w celowy błąd swoich użytkowników, aby zarobić.
Najciekawsze jest zamieszanie wokół kodów pocztowych i tworzenia swego rodzaju map niewierności – pracownicy Ashley Madison zadawali sobie dużo trudu tworząc boty i rejestrując konta w każdym możliwym kraju świata. W tym kontekście wyjątkowo mnie śmieszą artykuły polskich dziennikarzy, którzy przeglądając mapy niewierności tworzone na podstawie danych o botach piszą artykuły na temat działalności Ashley Madison w Polsce, a w szczególności na małych polskich wsiach. Taką publikacją zabłysnął niedawno portal AntyWeb, którego redaktor nie ma pojęcia o danych na których temat pisze tylko po to, aby mieć powód do napisania artykułu. Temat, realizowany na portalu „technologicznym”, do którego źródła autor zaznacza w artykułach z RadiaZet i Newsweeka. Źródła, które oczywiście zawierają dane z wycieku, jednak ich związek z rzeczywistością znają tylko pracownicy Ashley Madison, bo nawet analitycy siedzący nad kodem nie byli w stanie do końca ustalić, jak dużą część aktywności na stronie można przypisać botom. Ale przynajmniej ktoś napisał, że w jakiejś tam polskiej wsi „zdradzało” około 40 osób i teraz tam ludzie się nieswojo oglądają w kościele, zastanawiając nad tym kto to mógł być. Oczywiście redaktorzy Antywebu nadgonili już swoje zaległości w wiadomościach technologicznych, jednak poprzedni artykuł nadal wisi, wesoło opisując realia cyfrowej zdrady na polskich wsiach.
____________________